niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 1?

   Witaj Czytelniku! Oto pierwszy rozdział tego opowiadania. Na początek przepraszam za błędy. Zapraszam do czytania! Napisz komentarz jeśli uda ci się to jakoś ogarnąć! Przeczytaj i pomyśl! Mam nadzieję, że nie będzie to nudne.  Kirara ^^

   Dawno, dawno temu, za wielkimi górami i mokrymi morzami żyła sobie dziewczyna. Dziewczyna, jak to człowiek, żyła. I nikt temu nie mógł zaprzeczyć. Aż do czasu.
Dziewczyna miała również imię. Imieniem tym było Ezyu. I jak to każda szanująca się kobieta w tamtych czasach, miała długie włosy. Niestety nie długo. Kiedyś wpadła do rzeki. Włosy były jedynym sposobem ratunku. Zarzuciła nimi, a te zaczepiły się o krzoki. Dzięki temu udało jej się wyjść z koryta rzeki, jednak duża część jasnozielonych włosów została. Teraz włosy sięgają jej do ramion. I tak jest. Jedno oko Ezyu ma brązowe, a drugie pomarańczowe. Jest nie wysoka, ani nie niska. Taka w sam raz chuda.
   Pewnego dnia poszła nabrać wody do wiader nad pamiętną rzekę. Schyliła się, ale zauważyła coś. Podniosła głowę, a coś zniknęło. Wzruszyła ramionami. Wróciła do swoich zajęć. Ale coś nie odpuszczało. Chciała je ignorować. Jednak jak zwykle nie udało się jej. Poczuła pukanie w ramię.
- Idź sobie, czymkolwiek jesteś! - krzyknęła, nie odwracając się.
- No, no, no. Taka ładna dziewczyna, a taka bojowa. - Usłyszała za sobą męski głęboki głos.
- Raczej tak. Chyba muszę, nie? Wygląd mi czasem pomaga, a czasem nie. - Spięła się lekko. Co jak co, ale wyglądem przecież nie grzeszyła. I niby ma być ładną dziewczyną? Pewno to żarty miejscowych chłopców. Nadal się nie odwróciła.
- Panienko nie możesz się odwrócić i wstać? Przecież brudzisz sobie suknię! A tak po za tym, to masz ciekawy dobór słów... "Czymkolwiek jesteś". Większość kobiet powiedziałaby "kimkolwiek". - Słyszała w męskim głosie śmiech. Odetchnęła i dalej napełniała wiadra.
- I co? Nie odpowiesz mi?
- Niby po co? Nie potrzebujesz odpowiedzi. Odwrócić się nie mogę. Widzisz chyba co robię, nie? A suknia nie ucierpi - powiedziała to lodowatym tonem.
Usłyszała szelest. Zauważyła, że już skończyła napełniać naczynia. Nie chciała się odwracać, ale musiała. Wstała.
- O! To jednak staniesz do mnie przodem? Kobieta zmienną jest, to wam pasuje. - Zamknęła oczy i się nie odzywała. Chwyciła rączki wiader i odwróciła się twarzą do nieznajomego.
- No, no! Z bliska, z przodu wyglądasz jeszcze lepiej. - Lekko uchyliła powieki. Zobaczyła młodego, wysokiego chłopaka o uderzającej urodzie.
- Zarozumialec - mruknęła.
Chłopak miał krótkie, gęste brązowe włosy i oczorzutnie czerwone oczy. Do tego był dobrze zbudowany.
- Co mówiłaś? - spytał, uwodząc ją głosem. Ezyu jednak zawsze była osobą twardo stąpającą po ziemi, więc nie zareagowała na zaloty. I tak była przekonana, że to żart.
- Nic, co powinno cię obchodzić. A tak w ogóle, to kim jesteś? - spytała zdenerwowana.
- Naprawdę bojowa postawa. Coraz bardziej mi się podobasz. - Chłopak mówił bardziej do siebie niż do niej. W takim razie zignorowała to.
- Mów kim jesteś! - Ścisnęła dłonie na rączkach wiader i zaczęła iść w drogę powrotną do domu. Chłopak jakby się przebudził z transu. Podbiegł do niej i położył rękę na rączce wiadra. Przy okazji dotknął dłoni dziewczyny.
- Pozwól, że ci pomogę. - Zabrał naczynia. Ezyu nie protestowała. Pomoc zawsze przyjmowała z radością. Przeszedł ją co prawda dreszcz od dotyku chłopaka, ale nie myślała o tym.
- Nadal nie powiedziałeś mi kim jesteś.
- Kim jestem? Dobre pytanie. Jednak ciebie nie powinno to obchodzić - powiedział to z taką pewnością, że Ezyu odechciało się dalszych kłótni. Zamiast tego skupiła się na drodze. Szli w ciszy jakiś czas. Nagle Ezyu wpadła na kogoś. Spojrzała w górę. Zobaczyła wysokiego, potężnie zbudowanego chłopaka o krótkich błękitnych włosach i brązowym oku. Drugie było przysłonięte przez czarną opaskę. Dziewczyna dopiero po chwili rozpoznała w nim swojego brata - Falmira. Zaskoczona spojrzała za siebie na tego dziwnego chłopaka. Nie było go. Oba wiadra trzymała ona.
- Ezyu! Daj to, ja już je zaniosę! Ty idź się poszwędaj!
- Falmir? Co się st...
- Proszę! Idź! - Brat był podenerwowany jakimiś wydarzeniami. Ez wolała nie pytać o szczegóły, tylko oddała wiadra i odeszła w las. Po drodze jeszcze spojrzała za siebie i pomachała Falmirowi. Odmachał jej z niewyraźną miną. Wzruszyła ramionami i poszła w środek lasu. Tam usiadła na jednym z większych korzeni. Czuła, że jeszcze nie powinna wracać do domu. Oparła się plecami o drzewo.
- Ezyu... Pasuje do ciebie. - Znów usłyszała ten głos.
- Ech... Czego ty chcesz? Czemu wróciłeś? - spytała zmęczonym głosem.
- Dlaczego? Ponieważ pozostawiłem piękną dziewczynę bez odpowiedzi na zadane pytanie! - powiedział to tonem tak oczywistym, że Ezyu poczuła się głupsza.
- Teraz chcesz mi na nie odpowiedzieć? - Podczas rozmowy chłopak powoli zbliżył się do dziewczyny. Teraz kucnął, równając się z nią wzrokiem. Czerwone oczy spotkały brązowo-pomarańczowe. Ez wyglądała na niewzruszoną tą bliskością, ale tak naprawdę była stremowana. Chłopak uśmiechnął się krzywo i zbliżył do jej ust.
- Jestem twoim marzeniem sennym... - wyszeptał. Dziewczynę owionął słodki oddech. Zdezorientowana zamrugała. Po chwili zamknęła oczy. Na coś się decydowała. Na usta chłopaka wypłynął uśmiech zwycięstwa.
   Wtem Ez niespodziewanie wstała. Czerwonooki musiał się odsunąć, żeby nie dostać kolanem w twarz. Dziewczyna spojrzała na niego z pod przymrużonych powiek. Był w szoku.
- Taaa, to niekoniecznie możliwe. Ale ja wcześniej pytałam o IMIĘ. Jak do ciebie trzeba dokładnie, to: Jak cię zwą? Albo jak sam siebie nazywasz?
- Nie znasz mnie? - Chłopak powoli się podniósł
- Raczej. Inaczej bym cię pamiętała.
- Jestem... A raczej byłem Lekert. - Oparł się o drzewo.
- Aha. Miło mi... Nie miło - zauważyła ze zmarszczonym czołem. - W każdym razie jestem Ezyu, co już wiesz. Albo Ezyumira, zależy.
- Nie miło ci? - spytał zmartwiony. - Nie podobam ci się? - Był załamany. W dziewczynie od razu obudziło się współczucie, ale szybko je zdusiła.
- Nie znam cię tyle, bym mogła to stwierdzić.
- Jak to? Widzimy się już drugi raz! - powiedział to głośniej niż zamierzał. Po chwili rozejrzał się niespokojnie. Ez wzruszyła ramionami.
- To za mało.. Napawasz mnie niepokojem. Jak mógłby mi się spodobać ktoś, kogo się boję.
- Normalnie. Zwyczajnie. Po prostu. - Znów nachylił się do dziewczyny. Żeby nie być za blisko musiała aż oprzeć się o drzewo. Popatrzyła na niego z dołu.
- Normalnie, zwyczajnie i po prostu, to się chodzi, biega lub mówi. Nie zakochuje.
- Tak sądzisz? - Lekert znów przybliżył swoją twarz do jej twarzy.
- Tak, tak sądzę - powiedziała zdenerwowana. - W ogóle, co ty odwalasz? - Odepchnęła go. Przynajmniej się starała. Chłopak chwycił jej ręce i wykorzystał je, żeby móc jeszcze bardziej podejść. Ezyu serio zaczynała się bać. Rozmyślała nad ucieczkę, ale suknia krępowałaby ruchy. Nie miała innych dobrych pomysłów.
- Odwalam? Nic. Po prostu chciałbym cię bliżej poznać. Ale jakoś ty nie masz na to ochoty...
- Dlaczego bym miała mieć?!
- A dlaczego nie? - Lekert uśmiechnął się. Był to śliczny uśmiech, ale to nie wystarczyło. Ez chciała dalej uciekać.
- Jest dużo powodów na nie. Więcej niż na tak. - Odwróciła wzrok. Nie chciała już patrzyć w te dziwne oczy. Chłopak przyjrzał się jej. Po chwili zrozumiał.
- Boisz się mnie! - krzyknął zaskoczony. Puścił ją i załamany usiadł na ziemi.
- Takie to dla ciebie dziwne? - spytała, nachylając się w dół. Spojrzał na nią spode łba.
- Tak. Zwykle się mnie dziewczyny nie boją - wymruczał w rękaw. Trudno było go zrozumieć.
- Zwykle? Może ci się tylko tak wydaje, bo ja jestem jakaś dziwna? Po prostu miałeś teraz pecha. - Zrobiło jej się żal dziwnego człowieka. Chciała go jakoś pocieszyć, żeby wrócił do humoru. Lekko się jej to nie podobało, ale co tam.
- Raczej nie. Od niedawna na kogo nie wpadnę, to się mnie boi! - Schował twarz w dłoniach. Ezyu położyła mu dłoń na ramieniu.
- Weź, raczej nie jest tak źle. Może to przez te czerwone oczy? Trochę kontrastują z ładną twarzą.
- Co?! - Chłopak zerwał się na nogi. Ez cofnęła się. - Czerwone?!
- To ty nie wiesz?
- Nie! - Lekert był w szoku. Zaczął chodzić w kółko i dotykać twarzy, jakby dzięki temu mógł dowiedzieć się jak wyglądają jego oczy. Ezyu miała nawet niezłą frajdę z obserwowania, ale i tak westchnąwszy złapała go za łokieć.
- Stój. Tak nie za wiele zobaczysz. Chodź nad jezioro. - Chłopak prawie wyrwał się by chodzić dalej w kółko, ale jednak udało mu się powstrzymać. Spojrzał na Ezyu dziwnie. Ta chwilę odwzajemniała jego wzrok, ale potem opuściła oczy.
- No co? Dziewczyny żeś nie widział? Głupie współczucie... - wymruczała.
- Zaraz! - Lekert zatrzymał się, a potem wznowił marsz. - Ty mówiłaś "kontrastują z ładną twarzą", tak? - spytał z zapałem.
- Noo... - Ez nie wiedziała do czego on zmierza.
- Czyli że, jestem ładny i podobam ci się!
- Nie - W końcu do niej dotarło o co chodziło.
- Jak to nie?! - spytał z wyrzutem.
- Oznacza to, że masz ładną twarz. Niekoniecznie musisz się mi podobać. - powiedziała ze spokojem
- Jaką ty jesteś realistką. - Zaczęli iść w milczeniu. Ezyu ciągle ciągnęła chłopaka za łokieć.